Lirene, Bio nawilżenie, Nawilżająco-matujący krem-mus z witaminą E i nawilżający żel micelarny z witaminą E
Bio
nawilżenie z efektem matującym to idealne rozwiązanie dla cer
mieszanych i tłustych. Jak się okazuje nie tylko dla takich, gdyż
moja cera jest po części mieszana, ale bardziej ku suchej. I to
sprawia, że ten duet, a szczególnie krem sprawdza się.
Moja
skóra nie jest zwolenniczką kremów Lirene. Zawsze coś jej nie
pasuje, kapryśni. Tym razem jest nieco inaczej.
Bio
nawilżenie do dobra dawka nawilżenia i efektu matującego. Produkt
2 w 1, którego zazwyczaj wiele osób nie lubi wcale nie musi być
taki zły. Zaciekawiło mnie jedno. Nie sam krem, a krem-mus. Od razu
przepadniecie jak zobaczycie konsystencję, a raczej jak ją
poczujecie.
To
faktycznie mus. Mega gładka, mięciutka wersja wspaniałego do
stosowania na twarz. Chyba nie ma miększej i subtelniejszej wersji,
choć mogę się mylić. Mimo to kremy się chowają, bo moja skóra
bardzo lubi mus.
Konsystencja
prawie jak puch. Przyjemna dla oka błękitna z ciemniejszymi
niebieskimi drobinkami zatopionymi w środku. Podczas stosowania
drobinki pękają i zostawiają niebieski ślad, więc warto dobrze
je rozprowadzić. Ja zazwyczaj robię to w dłoniach, a później
tylko delikatnie wklepuję. Szybko się wchłania, wręcz
błyskawicznie.
Po
nałożeniu nie ma mowy o żadnej widzialnej warstwie. Nic się nie
świeci, nie błyszczy, za to otrzymujemy cudownie matową skórę,
która dopiero po dotknięciu jest o wiele miększa, gładsza. Po
prostu wspaniała. Cudowne uczucie.
Zapach
jest bardzo mocny, intensywny. Czuć go doskonale. W pierwszej chwili
wydawało mi się, że czuję algi. Ale to mango kieruje tym musem.
Słodko-owocowa wersja musu.
Jak
mus to mus. Musicie spróbować i to koniecznie, bo tego nie da się
opisać. Cudowne doznanie miękkości, gładkości i tego matu jest
po prostu zniewalające.
Krem-mus
fajnie nawilża, nie jest to dogłębne nawilżenie i mimo skóra nie
zawsze to lubi, więc już jest to plus. A po drugie nie wydziela
zbyt dużej ilości sebum. Nie mam z tym dużego problemu, ale wiele
kosmetyków lubi sobie pozwalać na jego wydzielanie nawet, gdy się
nie ma tego problemu. A tutaj jest inaczej on nie wydziela zbyt dużej
ilości i hamuje jego rozwój. Dla mnie to świetna wiadomość,
która pozwala na nałożenie nawet takiego podkładu, który lubi
się to robić.
Co
tu dużo pisać, jest to godny krem-mus. Nawilża, matuje, nie
wydziela zbyt dużej ilości sebum dodaje energii. A także odświeża
Krem-
mus polecany jest dla każdego wieku. Ale najistotniejsza informacją
jest brak zapychania skóry, który tutaj jest dla mnie
najważniejszy. I cieszy mnie to, że nie występuje.
Można
go stosować zarówno rano jak i wieczorem.
Produkt
zamknięty w plastikowym opakowaniu. Bardzo wydajny.
Dostaniecie
go w Rossmannie w cenie ok.20zł/50ml
Jeśli
będzie Wam mało bio nawilżenia i spodoba się Wam mocno krem i
chcecie poznać coś jeszcze z tej gamy warto zwrócić uwagę na
nawilżający żel micelarny.
Można
go stosować na dwa sposoby z wodą lub bez. Oczywiście u mnie w
przypadku tego typu produktów bez wody ta forma nie przechodzi. Od
razu kosmetyk zostaje zdyskwalifikowany, i tak samo było tutaj.
Dlatego wersja z wodą pozwala bardziej zaprzyjaźnić się z
produktem i poznanie go z innej jak się okazuje lepszej strony.
Kosmetyk
dostajemy w standardowej butli dla Lirene, która zawiera 200ml żelu
micelarnego. Faktycznie jest to forma żelowa, z ukrytymi w nim
niebieskimi drobinkami, tak samo jak w przypadku kremu-musu. Plus
jakieś pęcherzyki powietrza. Ogólnie całość przeźroczysta, wcale nie taka gęsta.
Zapach
bardzo przyjemny, bo mango w kosmetykach to najczęstsza barwa
zapachowa. Ładna nuta słodko-owocowa. Ale nie wiem czy wszystkim
będzie odpowiadać tak intensywny zapach, który czasem niestety
powoduje podrażnienie.
Żel
micelarny jak wspomniałam wyżej można stosować na dwa sposoby: z
wodą lub bez.
Aplikacja
pierwsza bez wody zakończyła się fiaskiem. Szczególnie, gdy
nałożony bezpośrednio na twarz, a raczej na oczy piekł
niesamowicie jakby wypalano mi oczy. Ogromne podrażnienie
spowodowało ból i odrzucenie.
Wersja
druga z użyciem wody i zastosowaniem go jako tradycyjnego żelu do
mycia twarzy wypadła nieco lepiej, choć obawy przed użyciem na
oczy wciąż mam i nie chętnie podchodzę do tej próby.
Samo
działanie żelu jak najbardziej sprawdza się, bo dobrze oczyszcza,
odświeża, nie wysusza mocno skóry. Na pewno nie zmniejsza
widoczności porów. Jakie były takie są.
Jest
żelem jakich pełno na rynku kosmetycznym. Można spróbować, choć
zachwytów będzie znacznie mniej niż przy kremie-musie.
Za
200ml trzeba zapłacić ok.15zł
Duet
Bio nawilżenie to dwa różne produkty, choć do siebie podobne
sprawiają, że skóra jest świeża, wygląda na wypoczętą.
Największe znaczenie ma tu krem-mus, który zachwycił mnie od
pierwszego zastosowania, mniej polubiłam się z żelem micelarnym, z
którym wiązałam tak duże nadzieje. Jak się okazuje nie wszystko
idzie pięknie i ładnie w parze. I nie wszystko musi być tak
doskonałe, gdy ładnie pachnie.
Zainteresował mnie ten krem, jego konsystencja :)
OdpowiedzUsuńbardziej zainteresował mnie nawilżający żel micelarny. kosmetyków pielęgnacyjnych mam zapas.
OdpowiedzUsuńMnie krem zaciekawił.
OdpowiedzUsuńnie używałam...
OdpowiedzUsuńTen nawilżający żel micelarny wydaje się ciekawy :)
OdpowiedzUsuńJa jakoś nie mam szczęścia do Lirene, miałam od nich trochę produktów i te do twarzy raczej się nie sprawdzały ;/
OdpowiedzUsuńBardzo fajny ten krem, jak zużyję swoje zapasy to sięgnę po niego :)
OdpowiedzUsuńNa razie nie czuję się skuszona
OdpowiedzUsuńMnie krem mega zapchał z tej serii :(
OdpowiedzUsuńkrem mus ma bardzo przyjemną konsystencję!:)
OdpowiedzUsuńnie mialam i nie widzialam nawet:P
OdpowiedzUsuńte kosmetyki to cos dla mnie :)
OdpowiedzUsuń