Lirene, Brozne Collection, Brązujący balsam do ciała pod prysznic
Balsam
brązujący pod prysznic to kolejne cudo kosmetycznej techniki. Dość
sceptycznie do niego podeszłam. Efekt według producenta otrzymujemy
po 5 użyciach. A jak jest w rzeczywistości zobaczcie sami.
Balsam
ma kremową gęsta kremową konsystencję i taki typowy poślizg jak
przy balsamie tradycyjnym do ciała. Trudność polega na zmyciu go,
gdyż nie tak łatwo go za pierwszym razem zmyć. Gdyż konsystencja
tego typu lepiej się wchłania na sucho, a przecież nie oto chodzi. A na jego zmycie potrzeba
chwili.
Zapach
jest fantastyczny podczas mycia. Słodki, kwiatowy, bardzo przyjemny,
choć ulotny. Później wyczuwam tylko na ciele typowy zapaszek przy
kosmetykach brązujących. Szczególnie, gdy ciało jest nagrzane
nasila się i czuję się jak smażony kurczak. Nie lubię tego typu
zapachu i ciąży mi podczas stosowania kosmetyków brązujących. U
jednych jest on silny, a u drugich delikatniejszy. Trochę mnie
drażni, bo nie przepadam za nim. A z czasem, gdy ponawiam aplikację
jest on coraz silniejszy. A teraz przy tych upałach czuję go non stop.
Co
spowodowało, że przemogłam się, aby go przetestować? A obietnice
efektu brązowej skóry już po pięciu dniach. Szczególnie zależało
mi na użyciu w takich miejscach, gdzie ciężko się opalić lub
gdzie słonko nie miało okazji tego zrobić. A przede wszystkim
wygoda jaką jest zastosowanie go podczas kąpieli. Można wtedy
wykluczyć duży problem z robieniem smug. Choć mimo to trzeba
uważać z dokładnym jego rozłożeniem. Smugi się nie pojawiają,
ale jednak plamy nie raz były przy nie dokładnym rozłożeniu.
Efekt
jaki otrzymałam był bardzo delikatny. Przez 4 dni wręcz
niewidoczny, a odczuwalny względem specyficznego zapachu kosmetyków
brązujących. Faktycznie jest to stopniowy efekt i za pewne dla
osób, które będą sobie to cenić spodoba się. Dla mniej
cierpliwych polecam coś innego.
Przy
mojej już dosyć głębokiej opaleniźnie trudno blade miejsca
zrównać. Ale jak najbardziej nadaje się, aby zminimalizować tę
bladość, która już dzięki temu nie będzie się tak rzucać.
Dodam, że balsam będzie również dobry na początek wiosny, aby
nie oślepić swoją bladością. Choć przyznam, że trzeba być
cierpliwych, aby otrzymać ten efekt ładnej opalenizny.
Sztuczna
opalenizna utrzymuje się przez cały czas stosowania balsamu, a
później jeszcze przez kilka dni, aż do całkowitego zmycia. Choć
staram się używać inne kosmetyki, aby wypełnić luki. A także z
czasem słonko zrobi swoje.
Przy
noszeniu odzieży bardzo blisko ciała, tej bardzo przylegającej
można zauważyć lekkie ścieranie. U mnie występuje to zazwyczaj
na nogawkach szortów i praktycznie staniku.
Zdradzą
Wam sekret, że Lirene ma lepsze produkty, wręcz natychmiastowy
efekt dostaniecie po balsamie karmelowym, choć tylko jest to
jednodniowy rezultat i trzeba go poprawiać na dłuższą
„opaleniznę” wolę użyć piankę w musie, która w moim
przypadku ukazała swój piękny brązowy koloryt po pierwszym
użyciu. Ale o niej innym razem.
Ten
balsam będzie dobry tylko do bladej skóry, która po kilku dniach
nabiera dopiero delikatnej opalenizny. Jest stopniowa i nie rzuci się
w oczy, co będzie wyglądało naturalnie.
Boli
mnie zapach, który na początku podczas aplikacji jest piękny i
przyjemny, a później czuć tę charakterystyczną woń.
Choć
dla mniej cierpliwych polecam coś innego.
Musze
przyznać, ze jest to ciekawa opcja stosowania. Podczas kąpieli
trzeba zrobić sobie 3 minutowa przerwę, aby kosmetyk wchłonął
się w skórę. Trzeba pamiętać o równomiernym rozłożeniu. A
także wcześniej dobrze przygotować naszą skórę przed tego typu
kosmetykami, a chociażby wykonać dobry peeling.
Wydajność
bardzo słaba. Po kilkunastu razach już dobił dna. Ogólnie tego typu tubki są u mnie wszystko zużywane.
Kosmetyk
kosztuje 18,99zł/200ml Rossmann
Jak
się zapatrujecie na kosmetyk brązujący stosowany pod prysznicem?
Uwielbiam takie produkty pod prysznic. Pozwalają oszczędzić trochę czasu :) ten mam, ale jeszcze nie używałam
OdpowiedzUsuńJa nie przepadam za takimi produktami :)
OdpowiedzUsuńszkoda,że mało wydajny ...
OdpowiedzUsuńSłyszałam o nim, ale jakos nie miałam odwagi go wypróbować.
OdpowiedzUsuńUżywam i jest dość ciekawy. choć u mnie bardziej jako wzmocnienie i utrwalenie opalenizny;) ja smrodek pokonuję w ten sposób, że dodatkowo nakładam balsam i się neutralizuje:) bo sam lirene to dla mnie i tak za mało nawilżenia;)
OdpowiedzUsuńJa go jeszcze nie użyłam. Trochę mnie zmartwiłaś tym, że cięzko się zmywa i śmierdzi. Myślałam, że era śmierdzących spalenizną samoopalaczy już minęła...
OdpowiedzUsuńTeraz używam balsamu olejkowego z Perfecty i on dla mnie super. Opalenizna jest widoczna ale nie pojawia się nagle i nic nie śmierdzi.
Piankę Lirene użyłam do tej pory raz i boję się kolejnego. Miałam całe ręce w plamach, nie podoba mi sie, że ona jest biała i nie widać podczas aplikacji. A efekt jaki daje jest szybki i mocny...
bardzo byłam ciekawa opinii i recenzji tego produktu :)
OdpowiedzUsuńBoję się bronzerów w kremie, mam wrażenie, że robią plamy na skórze.
OdpowiedzUsuńDlatego ich nie używam.
Pozdrawiam Zocha
http://www.zocha-fashion.pl/
Brązujący pod prysznic ? a to wymyślili ;p
OdpowiedzUsuńCzego to nie wymyślą :D
OdpowiedzUsuńZdecydowanie wolę użyć balsamu, który da szybciej efekt niż po 5 dniach
Też go kupiłam z ciekawości, ale jeszcze nie doczekał się testowania. Teraz jednak zastanawiam się, czy nie będzie mnie denerwował ten zapach...
OdpowiedzUsuńU mnie też takie tubki idą jak woda.
OdpowiedzUsuńoo coś dla mnie :) muszę koniecznie wypróbować
OdpowiedzUsuńPRzyznam, że takich produktów nie stosuję :)
OdpowiedzUsuńFajny pomysł, aczkolwiek szczerze nie lubię tego zapachu o którym mówisz, także raczej się na niego nie zdecyduję.
OdpowiedzUsuńJa boję się takich produktów ze względu na częste zostawanie smug... Dodaję do obserwowanych! melodylaniella.blogspot.com
OdpowiedzUsuńMało które kosmetyki Lirene do mnie przemawiają...
OdpowiedzUsuńMam, ale jeszcze nie użyłam.
OdpowiedzUsuńtrochę boję się używać kosmetyków brązujących, sama mam jeszcze nowy bronzer z VL i boje się go użyć ;)
OdpowiedzUsuńPorcelainDesire
Do tej pory miałam mało do czynienia z tą firmą :) Produktu niestety nie znam :)
OdpowiedzUsuńWolę stosować takie kosmetyki po kąpieli. Używałam podobnego i nie przekonała mnie forma balsamu pod prysznic
OdpowiedzUsuńU mnie te balsamy pod prysznic zawsze się szybko zużywają. Teraz mam też z Lirene wersję mango i najgorsze jest to że w opakowaniu ładnie pachnie a po aplikacji zaczyna śmierdzieć jakimś masłem.
OdpowiedzUsuńjestem cierpliwa i lubię delikatny, subtelny efekt więc balsam do ciała pod prysznic z liren na pewno bym polubiła
OdpowiedzUsuńMnie nie przekonuje :)
OdpowiedzUsuńNigdy nie stosowałam kosmetyków brązujących.
OdpowiedzUsuńPomysł na balsam brązujący do stosowania pod prysznicem jest po prostu genialny.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Zapraszam do mnie : http://snowarskakarolina.blogspot.com/
PS: Obserwuję i liczę na rewanż
Taki kosmetyk w połączeniu z uzdatnioną wodą daje na skórze efekt opalenizny przez dłuższy czas. Dzięki miękkiej wodzie naskórek nie łuszczy się a opalenizna zostaje na dłuższy czas.
OdpowiedzUsuńDla mnie ten produkt to jest jakaś masakryczna porażka. Niestety - tak jak wspomniałaś - śmierdzi jak zwykły samoopalacz (tyle, że trochę mniej intensywnie), cackać się z tym trzeba przez cały tydzień, a efekt - przynajmniej w moim przypadku - jest kompletnie żaden. Nigdy więcej go nie kupię, wolę zwykły samoopalacz, który użyję raz i mam efekt lepszy niż po tygodniu używania tego "cuda". Nigdy więcej.
OdpowiedzUsuń