Nivea, Q10 plus przeciwzmarszczkowy, Krem nawilżajacy na dzień spf15 i Serum perły młodości
Bardzo
chętnie podjęłam się testów stosowania produktów do twarzy
Nivea z prostych powodów. Dawno nie miałam styczności z
kosmetykami do twarzy tej firmy. A po drugie byłam ciekawa czy coś
się zmieniło. Dawniej nałogowo stosowałam niebieską wersję,
choć później przysparzała mi kłopotów, to przerzuciłam się na
wersję delikatniejszą soft i ona bardziej mi pasowała. Teraz mam
okazję poznać wersję Q10 plus i chętnie to robię. Ale czy efekty jakich oczekiwałam spełniły się? O tym przekonacie się poniżej.
Krem
ma prawie białą, kremową, lekką konsystencję. Jest jak puszysta,
pół gęsta masa do torta. Wchłania się bardzo długo, zostawiając
delikatna ochronną warstwę w postaci filtru, który nie bieli, ale
lekko jakby skóra się po nim błyszczała. Nadaje się po lekki
makijaż typu krem BB lub CC.
Krem
nawilżający na dzień niczym szczególnym się nie wyróżnia. To
zwykły, tradycyjny krem na dzień z delikatnym filtrem spf15.
Świetnie nawilża, wręcz odżywia moją skórę. Staje się
aksamitnie miękka, gładka, super ekstra elastyczna. Bardzo miła w
dotyku. Z czasem zbyt duża ilość kremu lubi sprawiać, że moja
skóra się buntuje i niestety zapycha się. Pojawiały się
podskórne bąble. Ten efekt pojawia się po dwóch tygodniach
testowania. Później odstawiłam go na kilka dni, wszystko wraca do
normy. Za chwilę stosuje go ponownie trochę spokoju i znowu
pojawiają się niedoskonałości, które dręczą.
Na
samym początku byłam nim zachwycona, gdyż sprawił, że skóra
odżyła. Całkowicie zmieniła się pod względem elastyczności.
Sami wiecie jak to jest, gdy skóra jest zmiękczona i cudownie
gładka. Ale jak widać również za tym idzie działanie komogenne
powodujące zapychające pory skóry tworząc podskórne bąble. Tak
to jest jak ma się kapryśną cerę, która nie toleruje gliceryny i
innych tego typu wynalazków zawartych w kosmetykach.
Odnośnie
konkretu kremu w postaci przeciwzmarszczkowego działania nie widać
wielkich zmian po miesiącu stosowaniu (z przerwami). Zmarszczki
jakie były takie są. Może w środku zostały wygładzone i
spłycone. Choć mało to prawdopodobne. To jednak genialne
odżywienie skóry po tym kremie sprawia, że zdecydowanie lepiej
wyglądu. I ten wizualny efekt zostaje spełniony.
Jeśli
nie macie problemów skórnych to powinien się Wam spodobać. Ja
ubolewam, bo podoba mi się zapach kremu, świetne zmiękczanie,
wygładzenie oraz nawilżenie. A także wielki plus za filtr.
Niestety definitywnie odpada przez zapchanie skóry.
Krem
kosztuje ok.40zł/50ml
Serum Perły młodości
Na
uwagę zasługuje opakowanie, które robi wrażenie, gdyż jest
przeźroczyste i widać żółte kuleczki (perełki) pływające
jakby w wodzie. Po wydobyciu serum widzimy bardzo żółtą
konsystencję, która mi osobiście przypomina jajecznicę. Może to
brzydko brzmi, ale dobrze rozprowadza się i wchłania. Tylko ten
efekt wizualny może odtrącać. Idealne pod makijaż, nie waży się,
nie lepi.
Serum
zrobiło na mnie większe wrażenie, gdyż mimo iż nie
charakteryzuje się niczym specjalnym. To jednak ma w sobie coś co
sprawia, że skóra lepiej go przyjmuje. Może to zasługa nie
stosowania go co dziennie, a co drugi dzień. No nie wiem. W każdym
razie fajnie matuje. Dobrze rozświetla skórę i ożywia ją. Staje
się jednolita, wygląda na młodszą, zdrowszą. Zdecydowanie
wygładza, zmiękcza i nawilża.
Plus
za pompkę i przeźroczyste plastikowe opakowanie.
Serum
nie należy do tanich, bo kosztuje ok. 48zł/40ml, ale warto czaić
się na niego na promocji.
W
obu przypadkach zapach jest ten sam. Bardzo ładny, słodki, ale nie
mdły. Intensywny, jednym może przeszkadzać. Lekko świeży. Ciężko
go porównać z czymkolwiek, gdyż nie przypomina typowego zapachu
klasycznej wersji kremu do twarzy Nivea. Choć trochę z niego ma.
Zapach jest taki napisałabym kremowy z nutą świeżości i
słodkości jednocześnie. Ładny, długotrwały, ale nie wszystkim
się spodoba.
Oba
kosmetyki dedykowane są dla kobiet 30+
Który kosmetyk bardziej was przekonuje?
Te perełki chętnie bym przetestowała :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie, Juliet Monroe KLIK :))
Ja niestety nie lubię marki Nivea i nie sięgam po ich produkty.
OdpowiedzUsuńMnie ciekawi cała ta seria kosmetyków :)
OdpowiedzUsuńPerełki mnie zaciekawiły :)
OdpowiedzUsuńPerełki bylabym sklonna sprawdzić;)
OdpowiedzUsuńKrem tak jak myślałam, dlatego nie skusiłam się na test ;)
OdpowiedzUsuńPerełki urocze ;)
też miałam te obawy, ale miałam nadzieję, że coś się w tej kwestii zmieniło. niestety nie
UsuńMiałam kiedyś ten krem, ok. 3 lata temu ale w nieco innym słoiczku, serum wygląda bardzo kusząco. Pewnie spodobałoby mi się jego działanie.
OdpowiedzUsuńUwielbiam to serum.
OdpowiedzUsuńKompletnie nie znam tej serii.
OdpowiedzUsuńMoja mama bardzo sobie chwali ten duet - a zwłaszcza perełki ;)
OdpowiedzUsuńPerełki fajne. Szkoda, że krem taki dziwny ;/
OdpowiedzUsuńNie znoszę reklam, gdzie wpaja mi się, że za pomocą kremu dostępnego w drogerii dostanę efekt zabiegów z użyciem lasera. Serum - świetne opakowanie, ale raczej nie skuszę się...
OdpowiedzUsuńSerum rzeczywiście wygląda jak jajecznica ;)
OdpowiedzUsuńmiałam próbkę perełek, ale mnie strasznie zapychały
OdpowiedzUsuńmam oba produkty,przetestowałam ale zostawiam na chłodniejsze dni bo obecnie są dla mnie za ciężkie :)
OdpowiedzUsuńTa firma nie do końca mi podchodzi.
OdpowiedzUsuńMoże jednak te produkty będą odpowiednie.
Fajne są te perełki.
Pozdrawiam Zocha
http://www.zocha-fashion.pl/
Nie przepadam za tą firmą, niestety ale dawałam kilka razy szansę jej kremom i balsamom i zawsze mnie zapychały :(
OdpowiedzUsuńNie miałam dawno kosmetyków do twarzy z tej firmy i jak na razie mnie nie kuszą.
OdpowiedzUsuńuwielbiam Nivea :-)
OdpowiedzUsuńBardzo lubię te serum, ostatnio kupiłam już drugie opakowanie (jak była promocja kosztowało 28 zł), a rok temu pisałam o nim na blogu:)
OdpowiedzUsuń