Lirene Sun, Hydrolipidowy ochronny krem do twarzy z filtrem spf50 i Pianka chroniąca przed słońcem spf30 o zapachu gumy balonowej
Przez
ostatni tydzień słonce dało nam przedsmak lata. Taka wręcz
przedpremierowa wersja lata. Oby faktycznie takie było. U większości
zapewne w ruch poszły filtry. Choć ja używam od dawna, nawet gdy
delikatnie świeciło. Szczególnie pilnuje tak twarzy, bo z zresztą
ciała nie koniecznie tak jest. Zresztą po ostatnim wybryku to
przesadziłam mimo stosowania samoopalacza, który niby miał mi
ułatwić opalanie na ładny brąz ( tak było w ubiegłym roku, w
tym wszystko jest zupełnie inaczej) spiekłam się na raczka. Ale
twarzy nie ruszyło. Wszystko dzięki kremu ochronnemu do twarzy
Lirene. Do ciała również posiadam kosmetyki ochronne, ale jakoś
tak nie spodziewałam się takowych efektów, wręcz poparzenia
skórnego. Pewnie pierwszy stopień był. Całe szczęście, że syna
zabezpieczyłam, bo jego dziecięca skórna mogłaby tego nie znieść.
Hydrolipidowy
ochronny krem do twarzy z filtrem spf50
Wąska
pomarańczowa tubka skrywa lekki, biały, kremowy, o średniej,
bardziej rzadszej gęstości krem ochronny. Zostawia na skórze
przyjemnie miękki film, który szybko się wchłania. Nawet dobrze
współpracuje z podkładem, nie roluje się. Nie klei się, nie
bieli. Zupełnie jak tradycyjny nawilżający krem z tym, że posiada
świetną, wysoką ochronę.
Krem
nie posiada żadnego zapachu, jest całkiem bezzapachowy. Wielka
chwała za to Lirene. Nie lubię przy filtrach do twarzy zapachu, co
nie raz powoduje zapchanie skóry.
Ochronny
krem Lirene to świetna inwestycja, gdy potrzebujemy ochrony skóry
przed skutkami promieniowania słonecznego. Stosując go podczas tak
wysokich upałów, wystawiając twarz na ciągłe słoneczne
promienie jestem pewna, że zapewni mi bezpieczeństwo. Faktycznie
moja skóra na twarzy nadal jest jasna, a reszta ciała jak na razie
czerwona:P Słońce nie zostawiło śladu po sobie na mojej twarzy.
Wysoki filtr zadbał o ochronę i nie pozwolił przedrzeć się przez
warstwę kremu. Nie doszło do oparzenia słonecznego.
Krem
spełnił także funkcję pielęgnacyjną. Krem całkiem dobrze
nawilża, więc nie wymaga stosowania dwóch nie potrzebnych
kosmetyków. Nawilżenie jest na tyle odpowiednie dla mnie, że
wystarcza w zupełności.
Jestem
zadowolona z działanie ochronny wysokiego filtra spf 50 w kremie do
twarzy. Mam nadzieje, że dzięki nie mu na jesień nie pojawią się
nowe przebarwienia.
Krem
jest bezpieczny dla skóry, nie podrażnia jej, a wręcz przynosi
ukojenie. Nie zapycha skóry. Nadaje się do wrażliwej, normalnej i
alergicznej.
40ml
kosztuje ok.22zł
Jako,
że jesteśmy przy filtrach wart wspomnieć, że Lirene w swojej
ofercie posiada także ochronę dla dzieci. Tym razem jest to wersja
pianki. Pianka
chroniąca przed słońcem spf30 o zapachu gumy balonowej. Jak dla mnie najlepsza forma aplikacji dla dzieci. Choć też
lubię jeszcze spraye.
Forma
pianki zaskakuje, gdyż na zdjęciu nie widać tego jak jest gęsta i
trochę bardziej wymaga czasu do rozprowadzenia. Mimo to jest lekka i
puszysta. Gdy już dokładnie rozprowadzimy nie bieli i wchłania się
w miarę szybko, ale zostawia na skórze ochronny film. Taką przez
chwilę lepką warstwę, a później już zostaje na skórze
przyjemne uczucie miękkości.
Pachnie
obłędnie słodką gumą balonową. Gratka dla dzieci. Zachęcający
punkt, który wspomaga nakładanie.
Wysoka
ochrona spf 30 o wodoodpornym działaniu to również dobry wybór
dla dzieci i nie tylko. Sama po nie pożądanym działaniu słonecznym
spróbowałam i podobały mi się forma jak i cudny zapach, przez
który chciało się coś słodkiego.
Delikatna
skóra dziecka wymaga specjalnej ochrony i Lirene oto zadbało.
Chroni skórę dziecka i nie tylko dzieci, przed poparzeniem, złym
promieniowaniem słonecznym.
Ciekawa
formuła dba również o pielęgnację skóry. Nawilża i zmiękcza
ją.
Polecana
jest do stosowania dla dzieci od 7 miesiąca życia.
Choć
posiada przedłożone działanie, aplikację w razie konieczności
warto poprawiać.
Za
150ml pianki trzeba zapłacić ok.30zł
Lato
za pasem, więc warto zadbać o swoje i dzieci bezpieczeństwo nie
narażając skóry na niepożądane promieniowanie słoneczne i
poparzenia skórne. Wskazane jest wpoić sobie nawyk ochronny.
Oj ta pianka o zapachu gumy balonowej mnie kusi:)))
OdpowiedzUsuńJa mam krem z filtrem od Bielendy i jest cudowny <3
OdpowiedzUsuńMój blog
tubka kusi :)
OdpowiedzUsuńNa dworze teraz tak gorąco i słonecznie, że najwyższa pora zacząć używać tego typu produktów. W prawdzie ja rzadko przebywam na słońcu, a opalenizna nadal nie jest w modzie, co mi jest na rękę , ale czasem po prostu muszę być na słońcu, więc dobrze jest się zabezpieczyć :D
OdpowiedzUsuńguma balonowa mnie też kusi. Ale wysokie filtry chyba jednak wolę z apteki :P
OdpowiedzUsuńu mnie już sie pojawiły pierwsze plamki więc musze szybko zaopatrzyć się w taki krem :)
OdpowiedzUsuń_______________
PorcelainDesire ♥
Nie mam aktualnie żadnego filtra, ale tego lata postawię chyba na Lirene
OdpowiedzUsuńTa pianka ma śliczny zapcha ;)
OdpowiedzUsuńta pianka jest bardzo fajna :)
OdpowiedzUsuń